Do Przemyśla zajechaliśmy na godzinę 14.00. Od razu poszliśmy sie zaopatrzyć w pieniążki (hrywny) do kantoru. Zaraz po tym lekko się pokłóciliśmy (patrz - spanikowałam:P). Ale obyło się bez rękoczynów. Szybko znaleźliśmy busa jadącego do Medyki na przejście graniczne. Już tu mieliśmy pierwsze spotkanie z Ukraińcami. Do przejścia dotarliśmy po jakichś 15 - 20 min. Po polskiej stronie granica była w miarę porządnie utrzymana, z chodników nie wyrastała trawa, a budynki jawiące się przed nami były całkiem niezłymi budowlami (nie jestem związana z budownictwem, więc wybaczcie mi moje słownictwo:P, podobało mi się polskie przejście i już:)). Już za bardzo nie pamiętam jak odbywało się przejście, ale chyba wystarczyło celnikowi pokazać paszport i do przodu. Tu okazał się teren pośredni, między Polską a Ukrainą. W sumie nie było czym się zachwycać... Jedynie przekroczenie białej kreski namalowanej na chodniku, wywołało w nas uczucie pewnego rodzaju euforii w wyniku opuszczania kraju:P Budynki granicy ukraińskiej kojarzyły nam się z jakimiś opuszczonymi, PRL-owskimi pawilonami (samami:P). Przy okienku ponownie trzebabyło pokazać paszport. Pana celnika rozbawiło lekko moje imię (Malwina) i powtórzył je z takim śmiesznym akcentem:D Troszkę się pośmialiśmy, no ale ja nawet nie bardzo wiem z czego, bo nie znam ukraińskiego, a i z rosyjskim jestem lekko na bakier. Dostaliśmy też takie formularze do wypełnienia, które, wracając, trzebabyło oddać spowrotem pod groźbą problemów z powrotem do kraju (tak pisało chyba w przewodniku albo na jakiejś stronie). Wypełniliśmy go z pomocą pewnej Ukrainki i jedną część oddaliśmy urzędnikom. Przekroczyliśmy ostatnią przeszkodę, dzielącą nas od prawdziwej Ukrainy, czyli drzwi i nie pewnie zaczęliśmy kroczyć do przodu na przystanek dla marszrutek. Nie minęła chwila, a już siedzieliśmy w żółtym busiku, wypełnionym ludźmi po sam dach:D Żartuję, ale busik był strasznie przepełniony ludźmi, ich bagażami i naszymi walizkami. Przejazd do Lwowa trwał coś około 1,5 godz., w czasie których mijaliśmy kilka miast. W jednym, na powitanie, widzieliśmy motocyklistę po wypadku, zmasakrowany i cały zakrwawiony, a co lepsze jechała po niego taka prehistoryczna karetka chyba z czasów II wojny światowej:P Jeśli chodzi o drogi, na równi z co niektórymi drogami w Polsce i nie mówię tu wcale o jakichś wioskowych drogach, ale co tu dużo ukrywac, nowe drogi rzeczywiście przydałyby się im:P